Drzwi jej komnaty uchyliły się
nieznacznie, a jeden z dworzan niepewnie zerknął do środka. Zachęciła go
gestem, by wszedł. Mizerny chłopiec otrzepał pogniecione ubranie, wyprostował
się i powiedział z prędkością wystrzału z armaty:
- Wasze wysokości wybierają się na
polowanie. Jego Wysokość król Piotr prosił, abym panią o tym poinformował, lady
Delacroix. – Dziewczyna ze świstem wciągnęła powietrze, dygnęła i mijając służącego,
wybiegła z komnaty. Chwyciła rogi sukni i prędko schodziła po długich,
kamiennych schodach. Słysząc szmery na dziedzińcu, właśnie w tamtą stronę się
skierowała.
Na moment oślepiły ja promienie
słońca, ale po chwili zdołała zauważyć sprawców całego zamieszania. Edmund stał
nonszalancko oparty o drzewo, nie zdradzając nawet najmniejszym gestem jakże
wielkich towarzyszących mu emocji. Łucja była wyjątkowo podekscytowana –
chodziła nieustannie wokół rodzeństwa, nie zważając na protesty Zuzanny, która
wyglądała na dość zmartwioną. Uniosła głowę i jej spojrzenie skrzyżowało się ze
wzrokiem Delacroix. Uśmiechnęła się smutno do przyjaciółki, zwracając tym samym
uwagę najstarszego brata na obecność kobiety. Piotr odwrócił się szybko w
kierunku blondynki i oddając uprzednio wodze Edmundowi, ruszył w kierunku
ukochanej. Podbiegł do niej i chwycił jej ręce, szepcząc gorączkowo:
- Lay, ja wiem… Wiem, że obiecałem
ci, że już nigdzie nie pojadę przed ślubem, ale zrozum, ja…
- Piotrze! Musimy jechać! – Rozległ
się krzyk Łucji. Król już miał odkrzyknąć, ale narzeczona zasłoniła mu dłonią
usta.
- Idź, wszyscy na ciebie czekają.
- Kocham cię, Layla – powiedział z
uśmiechem i ruszył w kierunku rodzeństwa.
- Tylko! Piotrze, wracaj do mnie –
poprosiła szeptem.
- Wrócę – odparł z mocą, wskakując
na konia i ostatni raz spoglądając na ukochaną.
***